Sześć dni. Pięciu instruktorów. Ponad 40 godzin zajęć. Podłoga do stepowania dostępna 24h na dobę, ponad 20stu uczestników z całej polski i… jeden prysznic 😉 – czyli Zdrowo_Stuknięta relacja z II Letniej Akademii Stepowania.

Najpierw trzeba było trafić na przysłowiowy koniec świata. Około 400 kilometrów od Wrocławia. Położona pośrodku niczego, choć w towarzystwie dwóch jezior, wieś Goryń. Dalej pozostało już tylko jechać wedle wcześniej otrzymanych wskazówek, bez których trafienie do steperskiego siedliszcza byłoby skrajnie nie możliwe …na rozwidleniu w prawo obok stawu i od razu w lewo polną drogą … do znaku …  po lewej stronie będzie tablica … Tam skręcacie w lewo  … jest usypana piaskowa droga i jedziecie … aż do bramy… hasło brzmi … Choć trzeba przyznać, że nawet posiadając owe wskazówki, jechaliśmy z sercem na ramieniu w niepewności czy to aby na pewno tędy. Niejednokrotnie drogami polnymi i tak kamienistymi, że należałyby odmówić zdrowaśkę w intencji amortyzatorów.  Ostatecznie udało się. Dotarliśmy na miejsce i jednomyślnie uznaliśmy, że było warto. Nasz koniec świata prezentował się niezwykle urokliwie.

Z dala od zgiełku miasta. Z dala od zasięgu LTE. Wśród przyjemnie wyglądających chatek pod strzechą, które jak się wkrótce okazało miały być naszymi kwaterami. W otoczeniu brzozowych gajów i przeróżnego rodzaju agroturystycznej flory i fauny, która już wkrótce miała się znaleźć na naszych talerzach. W bezpośrednim sąsiedztwie jeziora Dłużek, które było naszym głównym źródłem ochłody i odświeżenia podczas nadchodzących upałów. Na świeżym powietrzu, na pięknej zielonej trawie, stała dumnie Ona.. Nasz przyszła sala ćwiczeń – zadaszona podłoga do stepowania. Tylko strach co będzie gdy przyjdzie ulewa zacinająca od boku! Całe szczęście jednak Karol (jeden z organizatorów) zapewnił, że na najbliższy tydzień została zamówiona piękna słoneczna pogoda. Odetchnęliśmy z ulgą pociągając kolejny łyk integracyjnej “fali” (owianego legendą lokalnego napitku którym zostaliśmy przywitani). Szum owych fal, można było słyszeć jeszcze następnego dnia, kiedy to rozpoczął się upragniony maraton stepowania.

Plan dnia wyglądał mniej więcej tak: o godzinie 7:50 pieją koguty zwiastując nadchodzące o 8:30 śniadanie. Chociaż bywały dni, że owe poranne ballady rozpoczynały się zdecydowanie wcześniej, w każdym razie ciężko było zaspać na śniadanie. Śniadaniować można było dość długo, bo przez całą godzinę. Opowiadając w między czasie o swoich pierwszych wrażeniach z zamieszkania z dala od cywilizacji oraz o przygodach jakie przyniosła ze sobą noc pod strzechą… Pomiędzy śniadaniem, a pierwszymi zajęciami było jeszcze piętnaście minut przerwy. Potem, oczywiście z przerwą na obiad – trening, trening i jeszcze raz trening, aż do wieczora.

fot. Kinia Błaszczak

Na pierwszy ogień szły zajęcia z Patrycją Pałasz. Trzeba zaznaczyć, że w programie II Letniej Akademii Stepowania, oprócz zajęć stricte tap-dance z czterema różnymi instruktorami, na trzech różnych poziomach zaawansowania (początkujący, średnio zaawansowani, zaawansowani), były właśnie owe poranne zajęcia z Patrycją. Każdego dnia mogliśmy poznać inny rodzaj Jogi – od wolnej, poprzez bardziej dynamiczną, aż do Trilo Chi (będącego połączeniem Jogi, Tai Chi, Qi Gong oraz zachodnich technik fitnessu). Rozgrzani, rozciągnięci, na energetyzowanie gotowi byliśmy na główną część programu, czyli stepowanie.

Jak już wcześniej wspomniałem zajęcia ze stepowania (na każdym z poziomów) prowadziło na przemiennie czterech instruktorów: Avalon Rathgeb, Anula Kołakowska, Karol Drzewoszewski oraz Tomasz Pałasz.

Gwoździem programu ściągniętym aż z Londynu była Avalon Rathgeb. Znana i ceniona na całym świecie artystka stepująca, która taniec poznawała już od najmłodszych lat w szkole swojej mamy. W wieku 18 lat dostała stypendium w Londyńskim Bird College, a od 21 roku życia skupiła się już głównie na stepowaniu. Odbyła dwukrotny staż w American Tap Dance Foundation in NYC. Była członkiem Grant Swifts TeAyPe w Melbourne, oraz topowych zespołów stepujących w Wielkiej Brytanii. Mówiąc krótko ma za sobą ogromną liczbę godzin “przestepowanych” pod okiem mistrzów z całego świata. Dodając do tego jej niezwykłą osobowość, otwarty umysł i mnóstwo pozytywnej energii, wyszły wg. mnie zajęcia będące nie lada gratką, ale także inspiracją dla każdego uczestniczącego w nich stepera. Próbując zatem maksymalnie rozluźnić kostkę, przecieraliśmy szlaki materiału który przygotowała dla nas Avalon. Począwszy od prostszych technik i kombinacji, kończąc na podwójnych Pull Back’ach z jednej nogi i profesjonalnej choreografii tanecznej w zawrotnym tempie. Wspaniałe wyzwanie zarówno dla nóg, jak i dla głowy, która niejednokrotnie pod natłokiem informacji z końcem zajęć zapominała co było na ich początku. Zajęcia z Avalon odbywały się dwa razy dziennie, jedne przed obiadem i jedna po. Reszta godzin zajęciowych oddana była w ręce, a raczej stopy, naszych rodzimych nauczycieli stepowania których zapewne wszyscy choć trochę znają.

fot. Kinga Błaszczak.

fot. Kinga Błaszczak.

Drugą z kobiet, która miała podzielić się tajnikami stepowania była Anula. Współorganizatorka warsztatów, założycielka warszawskiej szkoły stepowania Tip Tap przyleciała do nas prosto ze Stanów, gdzie sama brała udziały w warsztatach. Zajęcia z nią rozpoczęliśmy zatem dopiero w poniedziałek. Pomijając już fakt, że poznaliśmy nowa rozgrzewkę, nowe ćwiczenia techniczne, nowe kombinacje do zapamiętania i wystukania, nowy balans ciałem, ale co najważniejsze, a charakterystyczne dla zajęć z nią  – improwizacje. Mnóstwo improwizacji, na różne sposoby. Raz dzieliliśmy się na zespoły tworzące wspólnie muzykę, raz improwizowaliśmy w kole kradnąc od siebie kroki, innym znowu razem improwizowaliśmy nie stopami, ale głosem, jeszcze innym razem używając tylko określonych technik ale… z zamkniętymi oczami. Myślę, że gdyby wtedy ktoś porządnie wsłuchał się w nasze stopy, z pewnością usłyszałby co każdemu z nas w duszy gra. Bo czyż nie o to w stepowaniu chodzi?

Ale żeby nie było tak poważnie, zaraz pojawiały się kolejne zajęcia i kolejny prowadzący z kolejnym podejściem do stepowania. Tomek. Tap DJ, twórca elektronicznych butów, które pozwalają jednocześnie stepować i wygrywać elektroniczne brzmienia – na przykład perkusji (choć możliwości jest jeszcze więcej), więzień rytmu o niesamowicie błyskotliwym poczuciu humoru zarzucił nas przede wszystkim masą rytmów. Wyklaskanych, wystukannych przy użyciu “BumBumRurek”, wreszcie wystepowanych. Droga do stepowania przez rytm. Następnie doszły niekończące się Paradidle, od których mnie samemu zakręciło się w głowie. Do tego body drumming w kolejnej choreografii. W jeszcze innej więcej elementów tanecznych. Nie mogło też zabraknąć prezentacja grających padów oraz będących wisienką na torcie – elektronicznych butów.

Naprawdę było tego sporo, a przecież jeszcze Karol. Wykładowca w Akademii Muzycznej w Gdańsku, założyciel Akademii Stepowania Tap’n’Time. Półfinalista Mam Talent, który jako jeden z nielicznych – jeśli nie jedyny stepował do góry nogami. Niezwykle zakręcony organizator Letniej Akademii Stepowania, skupiający się podczas zajęć przede wszystkim na choreografiach, podczas nauki których nie dawał nawet chwili na wytchnienie, czy też chwili dokładniejsze zapamiętanie choreografii… jednym słowem surwiwal. Niezwykle długie kombinacje paddle-roll, Shim Sham Shimmy, oraz choreografia rozpoczynająca się  stompem “na i pomiędzy osiem, a raz” , z mnóstwem pull backów w środku… a potem ?

Potem kolejne zajęcia, z innym z instruktorów, przemieszane w różnych konfiguracjach i tak od piątku do piątku, przy czym jeśli ktoś miał ochotę i siły mógł uczestniczyć we wszystkich zajęciach z każdego poziomu. Nie zapominając oczywiście o przerwach na obiad i kolację oraz o wieczorach które jak zapewne można się domyślić nie były przeznaczone na odpoczynek 🙂

Były rejsy tramwajem wodnym, był plażing, było ognisko, było tap jam session, zaplanowany był nawet wieczór filmowy, który w efekcie się jednak odbył, a nawet nieco przedłużył… na domiar dobrego podczas całego tygodnia nieustannie towarzyszyła nam (owa zamówiona przez Karola) nad wyraz piękna pogoda. Często nawet ukrop. Ale gdy zaczynało być za gorąco – nic nie stało na przeszkodzie, aby wziąć porządny rozbieg i wskoczyć do jeziora. To się nazywa luksus, nawet jeśli czasem podczas zajęć ugryzła mucha końska. Raz czy dwa razy, czy może trzy…no mniejsza z tym;)

Kończąc już tę być może nieco przydługawą relację, mam nadzieję że za wiele nie zdradziłem, a jedynie roznieciłem żar ciekawości, dzięki któremu na następnym takim wydarzeniu będzie nas jeszcze więcej. Bo wiadomo, dobrze jest się porządnie nastukać, ale i tak najcenniejsze w tym wszystkim jest spotkanie. Spotkanie ludzi którzy dzielą wspólną pasję – stepowanie. 

.Dariusz Dudzik

fot. Kinga Błaszczak.

Nowy Kurs stepowaniadla zupełnie początkujących!-Już w marcu startujemy z najnowszym kursem stepowania dla zupełnie początkujących! Zapraszamy bardzo serdecznie wszystkich, którzy chcieliby postawić swoje pierwsze kroki w wystukiwanym tańcu! Zajęcia w...

czytaj dalej